Trening czyni mistrza...kiedy, jak i po co?

marca 21, 2018
Każdy odpoczywa fizycznie i psychicznie na swój sposób. Niektórzy wolą poczytać książkę, ktoś inny wyłożyć się przed telewizorem, a jeszcze inna osoba po prostu...spać. Dla mnie odpoczynek = trening. Ćwiczyłam przed ciąża, ćwiczyłam w ciąży i będę ćwiczyć i teraz. Już nieraz słyszałam "PO CO?" i "KIEDY?".


Sport jest dla mnie nie tylko sposobem na to, żeby mieć jako taką sylwetkę, ale przede wszystkim baaaardzo odciąża psychicznie, razem z potem wylewam z siebie wszystkie złości, żale, smutki, odreagowuje stres i często nadmiar codziennych obowiązków, a przy tym czuję, że zrobiłam coś dla siebie.

Co się u mnie kryje pod pojęciem trening? Ja najbardziej się odnalazłam w treningach z YouTubem. I może niektórzy słysząc to mają przed oczami obraz, na którym stoję przed telewizorem i macham nogą, a jak już się zmęczę, to pomimo tego, że trenerka na filmiku macha nogą 30 razy, ja machnę nią tylko 5, bo przecież i tak nikt mnie nie widzi... To chyba nie miałoby sensu i byłoby stratą czasu, lepiej byłoby w tym czasie faktycznie usiąść na kanapie i zjeść paczkę ciastek.


Kiedyś miałam dużo więcej wolnego czasu, nieporównywalnie więcej z tym, co teraz... Mogłam wtedy sobie pozwolić na dwugodzinne bieganie (chociaż na to musiałam mieć "wenę", podziwiam ludzi, którzy biegają dzień w dzień, po 10-15 km, bez względu na porę roku...ciekawe o kim mówię...:D) albo inną dłuższą formę treningu... W ciąży czasu miałam często aż w nadmiarze, jednak musiałam trochę zwolnić tempo, zamienić swoje treningi, na takie, na które Ktoś, kto siedzi w brzuchu nie będzie zbyt narzekał i protestował. Początkowo myślałam, że dużo mi one nie dadzą, chociaż zawsze to jakaś forma ruchu. Ale jednak - 18 grudnia ważyłam 7 kg więcej niż przed ciążą, a 19 grudnia ważyłam 2 kg mniej, także wyszedł bilans ujemny, z korzyścią dla mnie - zatem chyba jednak dały dużo :).
No a teraz...obowiązków mam 10 razy więcej niż kiedyś, sił na koniec dnia zawsze dużo mniej, a jednak DA SIĘ. Rano, kiedy Dama jeszcze śpi, ja wstaję, wskakuję w strój i włączam yt. Czasem zdążę jeszcze w spokoju się ogarnąć i zjeść śniadanie. Fakt, że często robię to kosztem snu, mogłabym w tym czasie jeszcze pospać z 1,5 h albo w łóżku poprzeglądać facebooka, ale wtedy byłabym na pewno bardziej zmęczona tym dniem. Bo...powszechnie znane mądrości mówią, że w czasie wysiłku fizycznego uwalniają się endorfiny, czyli hormony szczęścia - coś w tym jest :), po tym wysiłku mam powera na cały dzień. Nie mam figury Lewandowskiej, Chodakowskiej, czy jak kto woli, ale jestem zadowolona z tego, że mam jakiś wkład w siebie i to mi naprawdę wystarczy.

Photo by Element5 Digital on Unsplash 

A że podobno dziś pierwszy dzień wiosny...;) nikogo nie będę namawiać do rozpoczęcia z tej okazji aktywności fizycznej, chociażby dla zdrowia, ale warto! znaleźć swój cel, pasję, przy której będzie się odpoczywać, rozwijać i po prostu robiąc to, czuć się ze sobą dobrze.

5 komentarzy:

  1. Chyba nie mnie, bo nie biegam codziennie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama staram się być bardziej aktywna i zaczełam chodzić na siłownie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najtrudniejsza u mnie systematyczność. Wystarczy mnie raz z niej wybić przez trudniejszy dzień lub sytuacja przez która rezygnuję z treningu i przez kilka kolejnych dni tez o nim zapominam.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.